o kierwa!
To fakt... moja VA poszła na żyletki.
Witam!
Czas odgrzać kotleta, po raz ostatni...ale o tym później

Wiele, wiele się zmieniło po ostatnim czasie ciszy. Przed nowym rokiem kupiłem i wymieniłem nowe sprężyny MTS -70mm (ale chyba sprzedawca mi wcisnął -50mm), nowe amortyzatory MTS (stary jeden się wylał po 40kkm), nowe łożyska amortyzatorów, pary końcówek, zbieżności, nowe zimówki, oleje świece, akumulator, kopułka palec kable. W takim stanie auto przejechało dokładnie 28 grudnia 2015r 300.000km! Z czego byłem dumny...do czasu. Pod koniec nowego roku na wolnych obrotach zaczęła się jarzyć lampka ciśnienia oleju. Problem był łatwy do odkrycia - pompa oleju miała swoje przejechane. Trzeba było zdjąć miskę i posprawdzać, przy okazji panewki itp itd.
Miało to być robione w maju tego roku a za niecały miesiąc miałem składać porządne hamowanie. Regeneracja zacisków, nowe tarcze nacinane Mikody, nowe green stuff klocki, zestawy naprawcze itp itd...
ALE.... dokładnie tydzień temu w sobotę podczas spokojnej jazdy, było uderzenie w silniku...po oględzinach okazało się, że pękła sprężynka w głowicy...szybka decyzja co robić?!
Decyzja zapadła...zdjąć NOWE springi, amorki i na złom...
I tak z przebiegiem prawie 303.000km pojechała na żyletki.
http://zapodaj.net/662e8a7b12d42.jpg.html
http://zapodaj.net/3a7d8bd399888.jpg.html
Smutno mi bardzo, czuję jakby coś we mnie umarło. Kochałem ten samochód lecz naprawa była po prostu nieopłacalna po całej linii, a jako że jedyny utrzymuję rodzinę nie mogłem sobie pozwolić na wielki wydatek na auto w którym nie wiadomo czy się pomoże.
Plany na następne auto? Opel lub VAG, nic innego, kombi w gazie i z klimą.
Pozdrawiam, Teo.